Dobra Karma do nas wraca – wywiad z Sybillą Berwid-Wójtowicz część 1


Wywiad składa się z 3 części, każda jest inna ale równie ciekawa 😉 dziś poznajmy lepiej naszego niezwykłego gościa Dr n.wet. Sybilla Berwid-Wójtowicz, już jutro dowiecie się więcej m.in. programie Pets@Work, a pojutrze  o Adopciakach i a także -o wiele wiele więcej 🙂 Zapraszam co lektury!

W holu firmy Nestlé Purina przywitała mnie uśmiechem Dr n.wet. Sybilla Berwid-Wójtowicz oraz wesołymi machnięciami ogona jej urocza suczka – Pixie:) Purina jest firmą niezwykłą ponieważ funkcjonuje w niej program #Pets@Work, w ramach którego Pixie mogła nam towarzyszyć. Jak każdy pies biorący w nim udział, już przy wejściu musiała potwierdzić swoją obecność pieczątką w specjalnym „paszporcie”. Po sprawach formalnych nasza czworonożna koleżanka na rękach swojej Pani przekroczyła próg biura po czym towarzyszyła Nam w drodze do salki konferencyjnej. Rozsiadłyśmy się we 3 na krzesłach i przy pysznej kawie #Nespresso rozpoczęłyśmy nasz wywiad

Sybill, czytając informacje o Tobie znalezione w Internecie nie mogę wyjść z podziwu – osiągnęłaś sukces na płaszczyźnie naukowej, Twój dorobek publicystyczny robi ogromne wrażenie (jestem „tylko” blogerką, ale wiem ile czasu, zajmuje mi napisanie jednego artykułu), odnosisz sukcesy w międzynarodowej korporacji, a ponad to wszystko znajdujesz jeszcze czas na prowadzenie prelekcji, szkoleń i wykładów, prowadząc jednocześnie bloga – czy mogłabyś nam zdradzić – jak udało Ci się to wszystko połączyć?

Bardzo dziękuję za słowa uznania, jednak chciałabym trochę sprostować. Wydaje mi się, że wszyscy zakładamy sobie pewne cele do zrealizowania – ja też, oczywiście na miarę naszych możliwości. Potem jest to już kwestia organizacji. Jeżeli z góry założymy sobie, że zrobię „to” (a będzie to coś osiągalnego), to po prostu „to” robię. Staram się nie porywać z motyką na słońce, sądzę że to kwestia naszego punktu odniesienia, wiary we własne możliwości oraz organizacji. Jako nastolatka musiałam pogodzić dwie szkoły – przedpołudniową podstawówkę a potem liceum, z popołudniową 6-letnią średnią szkołą muzyczną. To mnie nauczyło żyć z kalendarzem od najmłodszych lat.

Uzyskałaś tytuł specjalistki żywienia klinicznego po studiach podyplomowych na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie, prowadzisz także bloga poświęconego dietetyce dla osób chorych na nowotwory (www.onkokuchnia.blogspot.com) czy mogłabyś moim czytelnikom więcej o nim powiedzieć?  

Skończyłam kształcenie podyplomowe „Poradnictwo dietetyczne” w Instytucie Żywności i Żywienia Człowieka, oraz dwa lata później studia podyplomowe na Uniwersytecie Medycznym „Żywienie Kliniczne”, aby nikt mi nie zarzucił że w edukacji dietetycznej, którą prowadzę nie orientuję się w zasadach dotyczących ludzi. Aby mieć tytuł i pracować jako dietetyk w Polsce trzeba mieć ukończone średnie lub wyższe studia z dietetyki – ale oczywiście jest to jeden z zawodów, w którym olbrzymia nonszalancja samouków i samozwańców prowadzi do dezinformacji pacjentów i społeczeństwa. Bloga prowadzę po własnym doświadczeniu onkologicznym, zachęcona ciągłymi zapytaniami ze strony zarówno personelu medycznego jak i ze strony pacjentów w jaki sposób o siebie dbam. Na początku bałam się pisać do pacjentów, ale zostałam zachęcona przez czołowych lekarzy zajmujących się żywieniem klinicznym w Polsce. I tak się zaczęło. A wszystkich zainteresowanych odsyłam do mojego „dekalogu” który był drukowany w dodatku Zdrowie w Rzeczpospolitej tuż przed świętami, a do którego treści link znajdziecie tu (www.onkokuchnia.blogspot.com).

Jeśli nie jest to zbyt osobiste pytanie, to chciałabym, abyś opowiedziała w jaki sposób Twoja choroba wpłynęła na Twoją pracę? Z jaką reakcją pracodawcy się spotkałaś?

W momencie w  którym okazało się, że mam raka, poszłam do mojego szefa i powiedziałam mu jak wygląda sytuacja. O tym, że jestem w trakcie diagnozowania onkologicznego i w ciągu kilku miesięcy zacznę leczenie, które może mniej lub bardziej wpłynąć na jakość mojej pracy. Dlatego chciałam wystąpić o elastyczny czas pracy, możliwość pracy z domu.  Dziś możliwość pracy zdalnej, przy obecnym poziomie cyfryzacji, jest możliwa na bardzo wielu stanowiskach. Firma udostępniła mi taką możliwość, ale pierwsza propozycja jaka padła była taka, że mogę pójść na tak długi urlop jaki będę potrzebowała, i że dla firmy nie stanowi to żadnego problemu. Było to bardzo budujące bo z relacji wielu znajomych osób wiem, że niektóre firmy zachowały by się w zupełnie inny sposób i otrzymywałam (płynące z dobrych intencji) rady, by jak najszybciej pójść na zwolnienie lekarskie, żeby pracodawca mnie nie zwolnił. Całe szczęście w Nestlé Purina nie miałam się czego obawiać.

Nie wyobrażam sobie mojego życia bez pracy, więc opcja urlopu nie wchodziła w grę. Zwolnienie mnie z obowiązków z pracy i zabranie tej motywacji, którą ona mi daje prawdopodobnie by mnie dobiło. To też mówi się bardzo często – żeby Ci pacjenci, którzy mogą, absolutnie w pracy uczestniczyli, bo jest to jeden z elementów, który mobilizuje do funkcjonowania. Trzeba oczywiście rozgraniczyć: prace fizyczne nie są wskazane, ale praca biurowa czy twórcza sprawia, że człowiek funkcjonuje prawie normalnie.

Ja też pracowałam praktycznie normalnie, właściwie tylko z takimi przerwami związanymi z leczeniem (wlewami chemioterapii) co ok. 2 tygodnie na kilka dni. Niektóre osoby w firmie nie zorientowały się, że coś się dzieje, mimo tego, że miałam peruki, które były zupełnie innymi fryzurami 🙂 To naprawdę nie było tak widoczne, czasem bardziej nam się wydaje, że inni to dostrzegają. Nawet jeśli nie masz brwi i rzęs, żółty odcień skóry i jesteś podpuchnięta od sterydów, z łatwością możesz zrobić z siebie „bóstwo”. Choroba też zmobilizowała mnie do regularnego dbania o moją skórę i nauczyłam się precyzyjniej malować, co pozostało wartością samą w sobie.

W trakcie leczenia, z działu firmy Nestlé Health Science, który zajmuje się specjalistycznymi produktami zastosowania dietetycznego czyli odżywkami dla pacjentów i żywieniem klinicznym, zostałam obdarowana wielką paczką. Oczywiście na początku, jak pewnie każdy pacjent, mówiłam, że nie trzeba, ja się będę normalnie odżywiać, ale to nie jest takie łatwe. Jestem im bardzo wdzięczna, bo nie ma co się zmuszać, trzeba się umieć przyznać do tego, że są takie dni, kiedy człowiek nie jest w stanie zjeść nawet kanapki i wtedy funkcjonowanie na takich preparatach w napoju jak Resource jest dużo łatwiejsze. Trzy-cztery takie napoje pokrywają dzienne zapotrzebowanie, dzięki nim lepiej znosi się chorobę, szybciej dochodzi do siebie np. po operacjach. Zaczęłam więc propagować tą wiedzę wśród pacjentów, bo panuje dziwne przekonanie, że żywienie przemysłowe jest sztuczne i ludzie nieufnie do niego podchodzą. Natomiast jeśli jest dobrze przygotowane i bezpieczne to przedłuża życie nasze i naszych zwierząt.

Prowadzisz bloga poświęconego dietetyce dla osób z chorobami onkologicznymi – możesz nam opowiedzieć, kiedy postanowiłaś podzielić się swoimi doświadczeniami z innymi?

W czasie choroby poznałam wiele osób z zewnątrz, ale także wewnątrz firmy, które chorują przewlekle, które pytały mnie o to „jak ja to robię”- jak sobie radzę? W jaki sposób dbam o siebie, że w tak dobry sposób przechodzę przez tą chorobę. W moim odczuciu nie robiłam nic nadzwyczajnego, ale w Polsce, kiedy jesteś zadowolony, robisz coś dobrze to o tym nie piszesz. O wiele częściej piszą „hejterzy” i to oni są najgłośnie
jsi. Mało jest za to pozytywnej afirmacji tego typu inicjatyw, niestety „ my Polacy” lubimy narzekać, widać to też w wielu badaniach.

Przykładowo: pamiętam, jak miałam iść na przeszczep komórek macierzystych szpiku kostnego, który był związany z zamknięciem w izolacji przez kilka tygodni. Zaczęłam patrzeć co jest w Internecie napisane o tej procedurze przeszczepowej i się przeraziłam – było tak dużo negatywnych informacji, że nic dziwnego, że ludzie się ich boją. Równolegle lecząca się ze mną dziewczyna nie odważyła się na przeszczep, zrezygnowała z tej części leczenia.

Ludzie na podstawie takich negatywnych, nieprawdziwych opinii są wprowadzani w błąd. Niektórzy, z różnych pobudek bardzo eksponują swój żal i ból, a mało jest pozytywnych informacji, a te dobre chwile w chorobie też występują i warto je afirmować. Dodatkowo pisało do mnie wiele osób z pytaniami, więc postanowiłam stworzyć miejsce, w którym pokażę ,jak to wygląda i jak sobie z tym radzić. Tym sposobem w połowie choroby zaczęłam prowadzić bloga (www.chemosfera.blogspot.com), który potem wstecznie uzupełniłam, przez cały okres przebywania w izolacji codziennie pisałam notatki z krótkim filmikiem. Bardzo mnie to mobilizowało, pokazywałam blaski i cienie, ale przede wszystkim to, że to nie jest nic strasznego, że jest to po prostu „silniejsza chemia”, która owszem powoduje większe spustoszenie w organizmie i gorsze samopoczucie, ale naprawdę da się nad tym wszystkim zapanować.

Znam dziewczynę, która miała 3 przeszczepy, z każdego wychodziła jak skowronek i ona mi pokazała, że to wcale nie jest takie straszne. Jest niezwykła osobą, która od dawna walczy z chemiooporną chorobą, według lekarzy nie powinno jej tu już być, a ona wciąż walczy, jest zawsze uśmiechnięta i się nie daje. Tacy ludzie nakręcają mnie do pozytywnych działań i szerzenia wiary w samego Siebie.

Natchnęły mnie też osoby, które były obok mnie, które swoim optymizmem, spokojem wewnętrznym  i uśmiechem łamały wszystkie medyczne konwenanse. Te osoby z różnych powodów nie dzielą się tym co przeżywają i osiągają, ale wynika to z ludzkiej natury – niektórzy są bardziej lub mniej otwarci. Ja jestem bardzo otwarta i między innymi dlatego, w którymś momencie poprosiłam o krew. Odzew mnie zaskoczył bo z całej Polski zaczęły płynąć do mnie zaświadczenia o oddaniu krwi dla mnie, pamiętam sklep „Fafik” z południa Polski, który zebrał dla mnie 9 jednostek krwi. Wtedy otworzyłam mój profil na Facebooku i jest on otwarty do dziś. Chce pokazać tym osobom, że funkcjonuje – mój profil obserwuje bardzo wiele osób, 1/3 to pacjentami onkologiczni na różnym etapie leczenia, którzy czerpią inspirację i siłę z mojego doświadczenia i codziennego funkcjonowania. Są blaski i cienie codzienności, ale to pozytywne nastawienie w życiu trzeba mieć, potem to już tylko kwestia organizacji.

Obecnie piszę notatkę na bloga około raz w miesiącu, piszę też cykliczne artykuły do „Głosu Pacjenta Onkologicznego” ( http://www.pkopo.pl/glos_pacjenta_onkologicznego), przynajmniej raz do roku coś takiego większego recenzowanego do „Pulsu Medycyny” (http://pulsmedycyny.pl/). Artykuł recenzowany zajmuje dużo więcej czasu, to taka mała praca dyplomowa. Mniej czasu mam na artykuły o zwierzętach, ale można je znaleźć w  „Weterynaria w Praktyce” ( http://www.weterynaria.elamed.pl/) i „Magazynie Weterynaryjnym” ( https://www.magwet.pl/).

Dziękuje, że podzieliłaś się z nami swoimi doświadczeniami. Twoja opowieść inspiruje Nas, żeby nie poddawać się kiedy napotykamy trudności. Podziwiam siłę Twojego charakteru i to, że tak dużo dajesz z siebie innym, nie tylko dzielisz się  uśmiechem i  pozytywną energią, ale również radzisz i podnosisz na duchu. Gdyby więcej było tej pozytywnej afirmacji dobrych rzeczy Świat wyglądał by zupełnie inaczej.

Tu kończymy pierwszą część naszego wywiadu. Już wkrótce zapraszam do lektury części drugiej, w której porozmawiamy z Sybill o  programie  #Pest@Work, o tym jak wyglądało  jego wprowadzanie i o tym co on daje pracownikom i ich pupilom 🙂

Dobra Karma do nas wraca – wywiad z Sybillą Berwid-Wójtowicz część 2

sybSybilla Berwid-Wójtowicz specjalizuje się w dziedzinie dietoprofilaktyki ludzi i zwierząt towarzyszących. Skupia się na potwierdzonych naukowo i klinicznie skutecznych rozwiązaniach, od wielu lat kształcąc się w tej dziedzinie (mgr inż zootechniki [2002], dr nauk weterynaryjnych SGGW [2007], doradca dietetyczny – Instytut Żywności i Żywienia Człowieka [2013], specjalista żywienia klinicznego – Uniwersytet Medyczny w Warszawie [2015]). Od dekady regularnie publikuje w czasopismach specjalistycznych i popularnych, ma na koncie ok. 200 publikacji. Prowadzi liczne prelekcje, szkolenia i wykłady w kraju i Europie Centralnej (po angielsku) z dziedziny dietoprofialaktyki nie tylko psów i kotów, ale także motywacji pacjentów onkologicznych, powołując się na własne doświadczenie agresywnego leczenia w latach 2012-2013. Jest regularnie zapraszana do mediów i konsultuje publikacje z zakresu swojej specjalizacji. Linki do wystąpień TV i wybrane teksty można podejrzeć na stronie: www.dietoprofilaktyka.blogspot.com www.onkokuchnia.blogspot.com

 


One response to “Dobra Karma do nas wraca – wywiad z Sybillą Berwid-Wójtowicz część 1”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *